To było zdecydowanie najbardziej moje szalone wesele ever! Przygotowania i ślub we Wrocławiu, kameralne wesele w Szczyrku a plener w Trzebnicy! Poznajcie historię Konstancji i Bena.
Gdy Ben napisał do mnie i wstępnie zarysował weselny dzień, zaczęłam w pamięci szukać knajpy bądź miejsca pod Wrocławiem, które nazywa się Szczyrk. Nie znalazłam. Gdy zapytałam Młodą Parę w jakim Szczyrku będzie wesele, jednogłośnie odpowiedzieli: „W tym prawdziwym!”. Byłam zaskoczona i zafascynowana taką odpowiedzią. Jednak gdy lepiej poznałam tę niezwykłą wrocławską parę nic mnie już nie zdziwiło.
Przygotowania i ślub odbyły się we wrocławskim Urzędzie Stanu Cywilnego. To mój kolejny ślub który odbył się w kameralnym gronie – oprócz Pary Młodej, rodziców Konstancji, mamy Bena, świadka, siostry Kosty, która była jej świadkową oraz jej partnera, weselny dzień celebrowałam jeszcze ja i ...barman, który czekał na nas w Szczyrku. Ogromne poczucie humoru obojga, dystans i jednocześnie wzruszenie oraz okazywana sobie na każdym kroku czułość – tak mogę w kilku słowach opisać atmosferę, która panowała w ciągu tego długiego dnia pełnego przygód.
Po ślubie spacerkiem wróciliśmy do hotelu, w którym trwały już przygotowania do małego poczęstunku. W ogrodzie była też część oficjalna: przywitanie chlebem i solą, tort weselny i szapman. Zanim udaliśmy się w drogę do Szczyrku, porwałam Młodych na krótki plener. Nie musieliśmy odchodzić za daleko, bo ta część Wrocławia z Synagogą Pod Białym Bocianem, fosą miejską i klimatycznymi uliczkami była doskonałym miejscem na dodatkowe zdjęcia, których nie mogłam sobie odmówić!
Nie siedzieliśmy jednak za długo, bo czekała nas jeszcze podróż do Szczyrku, który jest oddalony od Wrocławia o ponad 200 kilometrów!
Powiem Wam jednak, że warto było przejechać taki kawał. Samochody wprawdzie ledwo dały radę, ale ostatecznie udało nam się wszystkim dotrzeć bezpiecznie. Dom, który wynajęli Młodzi, był położony wysoko na zboczu, z którego roztaczał się widok na okoliczne góry. Również tym razem nie mogłam nie wykorzystać pogody i miejsca i zaraz po obiedzie zabrałam Kostę i Bena na krótki plener – naprawdę, nie musieliśmy odejść zbyt daleko! Dużą robotę robił również salon znajdujący się na piętrze z ogromnym, przeszklonym oknem – idealna przestrzeń na kolejne kadry! Pierwszy raz wypróbowałam też kolorowy dym na weselu i powiem Wam szczerze – lepiej uważać z ilością odpalanych tub w jednym czasie. Momentami nas nie było widać!
Czy zabawa dla 8 osób może być równie dobra jak dla 40 albo 100? Pewnie! Wszyscy bawili się doskonale a ja nie musiałam się martwić czy uda mi się zrobić wystarczającą liczbę zdjęć. Nikt nie marudził, każdy tańczył, rozmawiał, śmiał się. Zresztą popatrzcie na te zdjęcia i sami się przekonajcie jak bardzo szczęśliwy był to dzień dla Kosty i Bena. To jedna z moich najbardziej roześmianych par! A kameralne wesele w Szczyrku to doskonały pomysł dla tych, którzy kochają góry, ale nie przepadają za tłumami;)
Ślub latem, plener jesienią. Cudownie było znów spotkać się z Konstancją i Benem! Ich towarzystwo to gwarancja dobrej zabawy! Tym razem nie odjeżdżaliśmy zbyt daleko od Wrocławia. Plener odbył się w pięknym trzebnickim parku. Przyznać trzeba, że jesienna odsłona czerwcowej Pary wyszła przepięknie. Niby park,
a jednak las z wysokimi, starymi drzewami, usty jak na sobotnie ładne przedpołudnie. Pogoda i tym razem nas nie rozczarowała. Na koniec pojechaliśmy jeszcze zobaczyć punkt widokowy na popularnych Kocich Łbach, ale był w remoncie i udało nam się uchwycić panoramę miasta jedynie z betonowej wylewki
z niewielkim murkiem, która jako jedyna nie była poddana rekonstrukcji. Poszliśmy wcześniej jednak w drugą stronę, bo wujek Google wyraźnie nam mówił, że jest tam pole kukurydzy. I było! Chociaż ich stan bardziej przypominał pola z horrorów Stephena Kinga niż pełne dobrobytu złote kolby wiszące na zielonych,zdrowych długich łodygach, to sesja w tym miejscu była również strzałem w 10!
Udało nam się wrócić do Wrocławia przed burzą, która nadciągała nad Trzebnicę gdy z niej wyjeżdżaliśmy.