Ostatnie wesele w sezonie i z Dolnego Śląska jadę w Mazowieckie. A dokładnie do podwarszawskiego Sękocina Starego, w którym znajduje się hotel Groman. To właśnie tutaj odbędzie się wesele Agaty i Kuby. Największe, jakie miałam w ostatnim czasie fotografować. Natomiast plener odbył się w Łazienkach Królewskich.

Młodzi mieli szczęście, ponieważ obostrzenia przestały już obowiązywać jeśli chodzi o organizację wesel. Dlatego z nimi w tym dniu było ok. 170 osób! Uwierzcie, odwykłam od taki hucznych ślubów, przecież przez ostatnie 1,5 roku szczytem szczęścia była możliwość spotkania się w gronie 20-30 osób.

Bardzo wzruszyłam się podczas przygotowań Agaty. Jej mama była bardzo wzruszona i wszystkie jej emocje były wypisane na twarzy. Zawsze porusza mnie, gdy widzę, jak rodzice patrzą na swoje dziecko, które wkracza w nowy etap życia. Dlatego moment błogosławieństwa i podziękowań, to jedne z tych w ciągu całego dnia, w których jestem niewidoczna i staram się nie wchodzić w przestrzeń między rodziców a dzieci. Są to bardzo intymne momenty a ja mogę być ich świadkiem.

Ślub odbył się w pobliskim kościele, ale mszy przewodził zaprzyjaźniony z rodziną Agaty ksiądz ze Starachowic – Andrzej Kania. Też znam księdza Andrzeja Kanię i to był kolejny ślub, na którym się spotkaliśmy. Ołtarz w parafii pw św. Faustyny zrobił na mnie wielkie wrażenie. Choć kościół był w zupełnie innym stylu niż ten który fotografowałam kilka tygodni wcześniej w Sulistrowiczkach. Mozaikowy ołtarz doskonale podświetlony, był pięknym tłem do zdjęć ze ślubu Agaty i Kuby. Mszę urozmaicał również występ chóru, dodając całej uroczystości dodatkowych wzruszeń.

Na weselu było czuć energię Młodej Pary i ich gości. Wszyscy byli wytęsknieni dobrej zabawy, spontaniczności i radości z bycia razem. Zespół co chwila zapraszał na kolejne konkursy, wodzirej zachęcał do wspólnych tańców – nie było więc mowy o nudzie.

Plener odbył się parę dni późnej w Łazienkach Królewskich. Agata i Kuba mieszkają na stałe w w Warszawie i fajnie było znów przyjechać do stolicy. Chociaż pogoda nas nie rozpieszczała, to jesienne Łazienki robiły robotę! Piękne kolory, praktycznie puste uliczki, za to mnóstwo małych ciekawskich wiewiórek, które bez problemu podchodziły bardzo blisko nas. Byłam zachwycona! We wrocławskich parkach wiewiórek jest jak na lekarstwo i na pewno nie są takie chętne to zawierania nowych znajomości. Można powiedzieć, że mieliśmy to miejsce na wyłączność, bo sporadycznie spotykaliśmy kogoś na naszym fotograficznym szlaku. Łazienki Królewskie zachwyciły mnie swoją różnorodnością (ostatni raz w tym miejscu byłam ładnych parę lat temu), wielowymiarowością i...ogromem. Chociaż robiliśmy sesję przez 3 godziny nie udało nam się wrócić do auta tą samą drogą. Nieco więcej ludzi – przede wszystkim wycieczki szkolne – było nieopodal pałacu i amfiteatru, ale nawet w takiej sytuacji poradziliśmy sobie na medal! Niepotrzebnych gapiów na zdjęciach brak!

zapytaj o wolny termin

do początku