3 nad ranem...niebo pełne gwiazd, ale już za horyzontem widnieje. Telefon do Kasi - Robimy? - Robimy! - słyszę odpowiedź. Nie pozostaje mi nic innego, jak spakować aparat, ubrać się w miarę ciepło i....pojechać do Kasi i Stasia. Sesja narzeczeńska o wschodzie słońca - czyżbym miała déjà vu?

Troszkę czułam się jakbym miała déjà vu, chociaż okoliczności i miejsce były zupełnie inne. Ostatni raz sesję pary o wschodzie słońca robiłam Martynie i Mariuszowi we Wrocławiu i to 3 lata temu!

Tym razem sesję narzeczeńską o świcie wymarzyli sobie Kasia i Staszek. Jako entuzjastka porannego, letniego światła od razu się zgodziłam. Pojechaliśmy nad starachowicki staw, przez który przebiega nowa, piękna grobla. Ukształtowanie terenu mojego rodzinnego miasta - Starachowic - jest zupełnie inne niż wrocławskie, słońce powoli wychylało się zza położonych na wzgórzu blokach. Wyjątkowego klimatu i aury dodawały poranne mgły...

Na sesji nie mogło zabraknąć Lilii - suczki Kasi i Staszka. Trzeba było ja jednak pilnować, ponieważ - jak to Golden retriver - uwielbia wodę, a miejsc, w których mogłaby wskoczyć do stawu było wiele. Woda w ogóle jest ważna dla Młodej Pary, ponieważ Staszek jest ichtiologiem a swoją pasją do ryb zaraził też Kasię. Gdy ja po sesji grzecznie sobie spałam, oni ruszali na...ryby!

Podziwiam! Pogoda z każdą minutą się zmieniała, nad miasto zaczęły nadciągać chmury, dlatego pomysł o przyjechaniu nad wodę o 5.00 rano był strzałem w dziesiątkę.

Kolejna sesja narzeczeńska o wschodzie słońca wyszła rewelacyjne.

Prawda?

zapytaj o wolny termin

do początku