Ten rok pełen jest niewiadomych i niepewności. Szalejący wirus dyktuje warunki życia i spotkań nie tyko rodzinnych. Do końca nie było wiadomo, czy wesele Malwiny i Szymona dojdzie do skutku i czy będzie wyglądało tak, jak wymarzyli sobie Młodzi. Ich marzeniem była też plener w Lubiążu.

A jednak się udało! W sobotnie przedpołudnie spokojnie jechałam do Środy Śląskiej, w której mieszkają Malwina i Szymon. To tam miały też odbyć się przygotowania oraz ślub. Zaczęłam od spotkania w domu rodzinnym Panny Młodej, gdzie oprócz niej oraz świadkowej, była również bratowa oraz tata. W domu było czuć atmosferę podekscytowania zmieszaną z radością. Malwina opowiadała mi o swojej rodzinie, tata zrobił kawę i mogłam zacząć fotografować. Gdy dziewczyny kończyły makijaże z uwagą przyglądałam się rodzinnym zdjęciom, pamiątkom, których w całym domu było naprawdę sporo. Już z samych fotografii mogłam wywnioskować, że jestem wśród ludzi, którzy cenią rodzinne więzi i szanują pamięć, o tych, których już nie ma. Dowiedziałam się również, że marzy jej się plener w Lubiążu.

Zanim Malwina zaczęła się ubierać w suknię, lekkim spacerkiem poszłam do jej i Szymona mieszkania, w którym ubierał się Pan Młody. Poznałam również świadka. Rozmowa toczyła się spokojnie, Szymon w ogóle się nie stresował. Mimo niewielkiej przestrzeni, którą miałam do dyspozycji, udało się uchwycić wszystkie istotne kadry.

U Malwiny atmosfera była coraz bardziej gorąca. Jeszcze chwila, chwilunia i razem z Szymonem wyruszą do pobliskiego kościoła. Moment pierwszego spotkania Młodych jest dla mnie zawsze ekscytujący nie mniej niż dla nich. Przy błogosławieństwie Malwiny i Szymona byli obecni nie tyko rodzice, ale również najbliższa rodzina. Gdy pierwsze emocje opadły, gdy niezauważalnie otarto niespodziewane łzy, ruszyliśmy do kościoła.

Ślub odbył się w Środzie Śląskiej, po którym ruszyliśmy w stronę Karczyc, gdzie w tamtejszym hotelu miało odbyć się wesele.

Nim dojechaliśmy do.....zaczął padać deszcz. Ba! To nie była jesienna mżawka, tyko intensywne opady z gradem...ale to chwilę później! Zdążyliśmy wszyscy wejść do sali, gdzie czekała na nas już orkiestra. Dobrze było znów być na tradycyjnym weselu, gdzie liczba gości jest taka, o jakiej marzyli Młodzi. Obostrzenia zostały zniesione i mogliśmy się poczuć jak w czasach przed pandemią, która podzieliła czasy na przed i po.

Orkiestra miała swoje światła i starałam się je jak najlepiej wykorzystać – uwielbiam pracować ze światłem zastanym, dlatego ogromną radość sprawiały mi wszystkie kolory, snopy światła, cienie, ruch, który mogłam oddać na fotografiach.

Czułam, jak wszyscy bardzo potrzebowaliśmy powrotu do „normalności”, chociaż tak naprawdę nie wiedzieliśmy ile owa „normalność” potrwa. Jednak w tym momencie, najważniejsze była radość i beztroska, którą niesie miłość i możliwość bycia razem po tak trudnych, dramatycznych wręcz miesiącach. To wesele, inne niż wszystkie, przeżywałam intensywniej, bardziej świadomie, doceniając fakt, że mogę być z Malwiną i Szymonem.

Na sesję plenerową Młodzi wybrali Opactwo Cystersów w Lubiążu. Ten historyczny obiekt oddalony jest od Środy Śląskiej jedynie o niecałe 20 km. Plener w Lubiążu był marzeniem Malwiny. I udało się je spełnić! Cały obiekt robi ogromne wrażenie, w środku są pięknie odrestaurowane dwie sale: Sala Książęca oraz jadalnia Opata. Mieliśmy też możliwość zrobienia zdjęć w udostępnionym kościele NMP oraz w Refektarzu Letnim. Choć odnowione przestrzenie robią piorunujące wrażenie, to dla mnie najbardziej interesujące były stare, zaniedbane wręcz przestrzenie, zapomniany ołtarz, wielkie figury, które przypominały posągi z bajki „Dzwonnik z Notre Dame”, puste, szerokie korytarze. Czuło się atmosferę dawnych, minionych lat, momentami miałam dreszcze, gdy sobie uświadamiałam, że miejsce to istnieje od co najmniej 1136r. Przeniknęła nas historia klasztoru, świadomość, ile wydarzeń przetrwało to miejsce.

zapytaj o wolny termin

Do początku