
Wyjeżdżając w lipcu z Guardamar del Seugra nie myślałam, że do Hiszpanii wrócę tak szybko. A jednak! W październiku przyleciałam na ślub Dagmary i Donata. Wesele w Hiszpanii, szalone, cudowne, afirmujące MIŁOŚĆ!


Miałam już pary polsko-brytyjskie, polsko-holenderskie, polsko-irladzkie, ale zawsze śluby odbywały się w Polsce. Tym razem ślub polsko-polski Dagmary i Donata odbył się w cudownej miejscowości Guardamar del Segura, oddalonej od turystycznego Alicante niecałe 40 kilometrów. Nie powiem, było chłodniej niż w lipcu, ale październikowe słońce w Hiszpanii nadal ma wielką moc.
Przyleciałam do Guardamar wcześniej, miałam więc chwilę by pochodzić po niewielkim, ale jakże urokliwym miasteczku. Turystów było znacznie mniej i byłam zaskoczona, że wiele knajp, które w wakacje są otwarte do późnych godzin nocnych, tym razem zamykały się na cztery spusty już koło godziny 19.00-20.00. Nie było też charakterystycznych straganów, ale za to zapach morza w połączeniu z gajami pełnymi sosen karłowatych był wciąż intensywny i zachwycający. Goście weselni, tak jak ja, przylecieli kilka dni wcześniej, fundując sobie tym samym dodatkowe wakacje w środku mocnej już w Polsce jesieni. Ich radość, energia i podekscytowanie nadchodzącym wydarzeniem była ogromna i udzieliła się również mnie. Tempo życia w Hiszpanii jest inne niż u nas, ale to każdy wie. Jednak luz, celebracja wspólnych chwil, sjesta, dają przestrzeń i moment zatrzymania się w „tu i teraz”, popatrzenia z bliska w czyjąś twarz, zapatrzenia się w morze czy zasłuchania w rytmiczny szum fal.







Tak samo wyglądało wesele Dagmary i Donata, pary wyjątkowej i nietuzinkowej. Przeprowadzili się do Hiszpanii kilka lat wcześniej i to właśnie tutaj odnaleźli swój dom. Ślub odbył się w urzędzie miasta, Hiszpanie byli bardzo zdziwieni punktualnością Polaków. No cóż, sami dzień wcześniej przesunęli godzinę ślubu z powodów...rodzinnych.
Ślub cywilny w Hiszpanii jest bardzo podobny do polskiego, ale mam dodatkowe elementy. Przede wszystkim – są przemowy i podziękowania zarówno młodych, jak i świadków czy przyjaciół. Również atmosfera jest mniej urzędowa. Po części oficjalnej i wspólnym zdjęciu, wszyscy rozeszli się...na sjestę. TAK! Wesele zaczynało się dopiero za kilka godzin. Nic dziwnego, nawet w październiku nie dało się normalnie funkcjonować między 15.00 a 19.00. No chyba że leżało się na plaży i korzystało z ciepłego morza dającego ukojenie.









Wesele odbyło się w ulubionym miejscu Pary: w przystani Marina de las Dunas. Menu było nieco inne niż to, które można spotkać na polskich weselach. Królowała kuchnia regionalna i schłodzone wina. Niemałą niespodzianką dla Młodych od gości był występ hiszpańskich muzyków.....Wtedy impreza rozkręciła się na maksa! A wszystko w hiszpańskich rytmach, atmosferze radości, wolności i celebrowania miłości!
Było dużo toastów, hiszpańskiej muzyki, a także...karaoke!
Takie wesela uwielbiam!
Wesele w gorącej Hiszpanii jest na pewno jednym z najlepszych na jakich byłam!











Plener odbył się w poniedziałkowe przedpołudnie gdy słońce nie dawało się mocno we znaki. Pierwszym punktem był cudowny, kolorowy i pełen zapachów ogród znajdujący się w centrym Alicante. Zachwycała mnie egzotyczna roślinność i zapachy, których nie zapomnę do końca życia. Podczas sesji w ogrodzie towarzyszyły nam przyjaciółki Dagmary oraz świadkowie: Gosia i Tomek.
Punktem numer dwa była plaża. Nie widziałam innej opcji! Morze musiało być! Słońce było już w zenicie, ale humory wciąż nam dopisywały!













